We Francji polityka „otwartych drzwi” zaczyna powoli chylić się ku upadkowi. Mieszkańcy tego kraju są coraz mniej chętni przyjmować zagranicznych pracowników u siebie, ponieważ uważają, że ci zabierają im drogocenne miejsca pracy. W najbliższym czasie należy spodziewać się, że myślących w ten sposób Francuzów tylko przybędzie z uwagi na wzrost nastrojów nacjonalistycznych podsycanych przez skrajnie prawicowe partie, osiągające coraz lepsze wyniki w wyborach na szczeblu centralnym i lokalnym.
Od momentu przystąpienia do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku Polacy mają prawo wjazdu na teren Francji na podstawie dowodu osobistego. Od 1 lipca 2008 roku, czyli od momentu zakończenia okresu przejściowego dotyczącego swobodnego przepływu osób, nasi rodacy mają taki sam dostęp do tamtejszego rynku pracy jak obywatele tego kraju, co oznacza, że podlegają tym samym przepisom francuskiego kodeku pracy i świadczeniom socjalnym gwarantowanym przez francuskie państwo.
Na francuskim rynku pracy robi się jednak coraz ciaśniej. Jego otwarcie dla obywateli Rumunii i Bułgarii na początku 2014 roku sprawiło, że Polacy nie są już tak konkurencyjni dla francuskich pracodawców, jak do tej pory. Polscy imigranci cierpią też z powodu negatywnego wizerunku obcokrajowców propagowanego przez francuskie media. Coraz więcej Francuzów zaczyna traktować cudzoziemców z niechęcią, a nawet wrogością. Sprzyja temu też wzrost popularności partii głoszących poglądy skrajnie prawicowe, którym zależy na tym, by usunąć zagraniczną siłę roboczą z rodzimego rynku pracy celem ochrony za wszelką cenę prawa Francuzów do godnego życia i godnej pracy we własnym kraju.
|